
Przeczytałem na jednej ze stron (nie będę linkował, jak ktoś chce to znajdzie :)) coś takiego:
„Asany nie są ćwiczeniami fizycznymi; są środkiem dostępu do innych wymiarów ludzkiej natury i osobowości. Celem asany nie jest wykonywanie ćwiczeń fizycznych, lecz wytworzenie stanu sthiti – stanu w ciele, który możesz utrzymać przez dłuższy czas. Tak więc, niezależnie od tego jaką asanę wykonujesz; nawet jeśli jest to dynamiczna asana, musisz skupić się na dwóch ideach: sthiram – stabilność oraz sukham – komfort. Bez względu na to, jaką asanę robisz, musisz dołożyć starań, aby doświadczyć w niej spokoju i wygody.”
Swami Niranjanananda Saraswati (Bihar School of Yoga)
To tylko fragment. Dalej autorka opisuje dlaczego asany to nie ćwiczenia. Tutaj troszkę popolemizuję sobie z tą panią i zapewne wieloma innymi o podobnym podejściu.
Tego typu wątki, objaśnienia i podejście do szerokiego zagadnienia jakim jest joga, są dość powszechne. Popularyzują je najczęściej osoby praktykujące jogę od wielu lat. Co ciekawe, czasami są to absolwenci AWF-ów. Podejrzewam też, że jest to jakaś forma pokazania, że robi się coś niebanalnego, cudownego wręcz, że to wyższa kultura, niedostępna śmiertelnikom i zwykłym amatorom sportu i kultury fizycznej. I śmieszno i straszno.
Ludzie przeczytają takie coś i potem albo boją się jogi z powodów religijnych (w takim kontekście jest to absolutnie zrozumiałe), albo uważają, że dzięki niej stają się posiadaczami cudownych ciał, umysłów, poznania rzeczywistości i bóg jeden raczy wiedzieć czego jeszcze. W ten oto sposób można zostać wyznawcą kultu jogi. Tak wiem, „joga to nie religia”, jak powtarzają w kółko niektórzy, próbując zaprzeczyć temu, że oddają się stricte religijnym rytuałom często przed i po zajęciach jogi. Wynika to z niezrozumienia kwestii, że klasyczna joga, jest ściśle związana z hinduską religią, jest w niej mocno zakorzeniona i czerpie z jej nauk pełnymi garściami.
Otóż moi drodzy, asany, są to ćwiczenia fizyczne. To, o czym pisał Patandźali, twierdząc, że „Asana ma być stabilna i komfortowa”, to opis pozycji siedzącej, która ma służyć medytacji. Nic poza tym. Całe dziesięciolecia dorabiania dziwnych idei, w totalnym oderwaniu od rzeczywistości i faktów, nie zmienią tego. Patandźali nie przewidział, że asanami będą nazywane ćwiczenia takie jak trójkąt, kąt poszerzony, paw, kruk czy inne. Mamy XXI wiek i słowo asana, oznacza właśnie pewną pozycję, posturę, ćwiczenie fizyczne. To, że jakiś człowiek z brodą (lub bez), nie rozumie, że świadoma praca z ciałem w celu tegoż ciała rozwoju, poprawienia siły, gibkości czy stabilności, określana jest mianem ćwiczenia, świadczy tylko o skromnej wiedzy człowieka z brodą i osób mu zawierzających. Synchronizacja oddechu z ruchem, nic tu nie zmieni. Nie jest to nic nadzwyczajnego, dla osób uprawiających sport, czy świadomie ćwiczących cokolwiek. To dość naturalne dla człowieka, że w trakcie wysiłku stara się zsynchronizować oddech z ruchem.
Stabilność jest istotną cechą wszystkich bez mała ćwiczeń. Komfort, jak wyżej wspomniałem, dotyczyć miał pozycji siedzących umożliwiających medytację. Teraz powiedzcie mi, ilu z Was czuje się komfortowo w wymagających asanach? Prawda jest taka, że ćwiczenia zwane asanami, nie są komfortowe i nie mają prawa być takimi. W momencie gdy to, co robisz staje się zbyt łatwe (co jeszcze nie jest tożsame z komfortem), przestajesz ćwiczyć. Nie ćwicząc, nie rozwijasz się. Nie szuka się wygody w asanach, tylko stara się zwiększać ich trudność, aby móc czynić ciało solidniejszym, mocniejszym, czasami też bardziej gibkim, a czasami mniej :).
W Asanach nie kultywujemy niczego, staramy się wędrować swoją uwagą przez przyjętą pozycje, cały czas ją świadomie korygując i zwracając uwagę na pracę mięśni, ich dopinanie i rozluźnianie, a także oddech, aby go uspokajać i pogłębiać.
Nie ma czegoś takiego, jak główny akcent w asanie. Akcenty mogą rozkładać się różnie – czasami to większa uwaga skupiona na korekcji, czasami na oddechu, czasami mocniejsza praca mięśni w izometrycznym napięciu. Same asany możemy wykonywać na różne sposoby w zależności od doświadczenia, anatomii i naszych możliwości fizycznych.
Świadomość ruchu rozwija się wskutek praktykowania ruchu, a nie statycznych asan. Można oczywiście wykonywać dynamiczne przejścia między asanami, ale zahacza to tylko o bardzo malutki wycinek możliwości ruchowych ludzkiego ciała.
Rozluźnienie umysłu kojarzy mi się nieodmiennie z rozwolnieniem umysłowym – tak naprawdę to bełkotliwe stwierdzenie i nic nie oznacza. Nie wiem też, co oznacza oczyszczenie się z mentalnego balastu – może lobotomię? 😀 Owszem, przed zajęciami i w trakcie nich ćwiczymy uważność i skupianie się na pracy ciała, na oddechu. Staramy się odcinać od zewnętrznych w stosunku do nas i sali czynników, nie zaprzątając sobie głowy tym, co było, czego oczekujemy, tym, że już jesteśmy głodni, albo, że czeka nas potem upojny wieczór. Na zajęciach to jest nieistotne i zakłócające. Są też bardziej merytoryczne przesłanki. Uważność skierowana na pracę ciała, pozwala na uniknięcie wielu kontuzji i osiągnięcie lepszych efektów z samych ćwiczeń. Nie oczyszczamy się zatem z niczego, zmieniamy tylko priorytety na czas praktyki. Powiem Wam, że naprawdę solidna praktyka, daje pod koniec zajęć i po nich coś na kształt katharsis, spokoju, akceptacji, pogodzenia się z losem. Można by to nazwać chwilowym oczyszczeniem, ale wymaga naprawdę solidnego przyłożenia się i jest spowodowane zmianami na poziomie neuro-hormonalnym oraz zmęczeniem mięśni i układu nerwowego.
Asany, ale wykonywane tylko w konkretny sposób i z odpowiednim zaangażowaniem, mogą stopniowo wzmocnić ciało, jak każde inne ćwiczenia. Zresztą, spora część współcześnie wykonywanych asan ma swoje początki w ćwiczeniach gimnastyki szwedzkiej i duńskiej a także wywodzi się z systemu indyjskich zapasów, czy nawet ćwiczeń kulturystycznych. Pojawia się w pewnym momencie jednak granica. Robiąc przez lata to samo, nie można się rozwijać. Trzeba zwiększać trudność, obciążenie, objętość treningową. W ten sposób dopiero można się solidnie wzmocnić. Bez tego, już po roku, dwóch zatrzymujemy się na pewnym poziomie. Jeśli czegoś nie zmienimy, to procesy związane ze starzeniem się, zaczną nas powoli pozbawiać rezerwy fizjologicznej. Wolniej niż u nieaktywnych kanapowców, ale jednak.
Nie ma czegoś takiego jak energia praniczna, a tym bardziej uśpiona. Chyba, że ktoś potrafi uśpić to, czego nie ma (zagadnienie na kolejny koan).. 😀 Wąż kundalini, kojarzy mi się natomiast z wężem w kieszeni i zgrywającymi się na mędrców ćwierćinteligentami, wyciągającymi kasę od naiwnych, za pożal się boże praktyki tajemne, mające otwierać nieistniejące czakry.
Ponoć nasz umysł manifestuje się poprzez ciało fizyczne!? :O Hmmm. Ja bym raczej powiedział, że to ciało fizyczne (istnienie innych jest raczej wątpliwe) kształtuje nasz umysł. Świadomość, umysł, są kształtowane na podstawie dostarczanych przez zmysły bodźców. Mózg to maszyna predykcyjna. Przewiduje z kilkunastomilisekundowym wyprzedzeniem, co się będzie działo. Robi to na podstawie zgromadzonych w nim doświadczeń i moduluje w oparciu o napływające ze świata zewnętrznego bodźce. Gdy próbujemy odciąć się od bodźców ze świata, to jesteśmy skazani na iluzje generowane przez mózg. Pozostają one w związku z naszym życiem i zgromadzonym doświadczeniem, czy kulturowymi uwarunkowaniami. Dlatego iluzje, których doświadczają ludzie, odzwierciedlają ich religijność, lęki, przekonania, traumy czy inne kwestie. Nie jest to wgląd w rzeczywistość, ani lepsze jej poznanie, to nawet nie jest lepsze poznanie siebie, bo tak naprawdę, funkcjonując w społeczeństwie, w świecie i jego realiach, jesteśmy z nim na stałe związani i my, nasze ja jest odzwierciedleniem wszystkich interakcji naszej predykcyjnej maszynki ze światem ją otaczającym. Cały czas się stajemy w połączeniu ze światem nas otaczającym. Ze względów oczywistych ta interakcja zachodzi tylko w oparciu o bodźce dostarczone przez zmysły.
Harmonijne przepływy energii, prany, to kolejne odsłony bełkotliwych, nic nieznaczących wypowiedzi. Na marginesie mogę dodać taką rzecz. Badamy materię na jej najbardziej podstawowym poziomie, badamy i mierzymy energie podczas zderzeń wiązek protonów, wyłapujemy nieuchwytne neutrina, badamy odległe galaktyki, określamy skład cząsteczkowy, oddziaływania grawitacyjne, wysyłamy sondy w przestrzeń kosmiczną, przy precyzyjnie określonych parametrach lotu, a nawet lądowania na odległym Marsie na przykład. Tak, nie wiemy jeszcze wielu rzeczy, ale to, co wiemy, ogromnie nam już pomogło zrozumieć otaczający nas świat i mechanizmy które zarówno nim jak i nami rządzą. Prany nie stwierdziliśmy, czakr, nie odkryto. Najprawdopodobniej przyczyną tego jest fakt nieistnienia ww. tworów. Powiem więcej. W czasach gdy ukuto te dwa terminy, nie posiadano żadnych narzędzi, ani metod badawczych, umożliwiających ich odkrycie. Wgląd, jak już napisałem, to tylko iluzja, czyli obrazy generowane przez mózg pozbawiony modulujących jego aktywność bodźców napływających z naszych zmysłów. Nie neguję, że uspokojenie zmysłów, wyciszenie się, relaks, mogą być pomocne przy odkrywaniu nowych rzeczy czy wymyślaniu idei, ale do tego jest przede wszystkim potrzebny ogromny zasób wiedzy i zgromadzonych w mózgu doświadczeń. Z powietrza się to nie bierze.
Stan naszego umysłu jest regulowany neuro-hormonalnie. Ćwiczenia, zwłaszcza takie, które lubimy, dają nam satysfakcję, stanowiąc wyzwanie, ale nie za łatwe i nie za trudne, stymulują nasz układ nerwowy i hormonalny. To nie musi być joga. Każda dobrze wykonana praca, może dawać poczucie zadowolenia, radości, satysfakcji, a to wpływa na lepszy relaks, odprężenie, spokój. Oczywistym jest, że systematyczne ćwiczenia, powodując systematycznie pewne reakcje, w dłuższej perspektywie czasu wygenerują jakieś zmiany, tak w ciele jak i w naszym nierozerwalnie z nim związanym umyśle.
Dużo się pisze o odchudzającej roli jogi, a jednocześnie, że spowalnia metabolizm 😀 Hmmm. Chudnie się głównie w kuchni, czyli to kwestia diety i ujemnego bilansu kalorycznego. Ćwiczenia o tyle pomagają o ile podbijają metabolizm i zapotrzebowanie na energię. Po wielu joginach i joginkach widać wyraźnie, że ich metabolizm jest powolny, bo ruszają się powoli, a ich pozornie mocne ciała, nie dają często rady z wieloma wysiłkowymi zadaniami. Na szczęście nie dotyczy to wszystkich, bo są różne formy jogi.
Co do reakcji katabolicznych i anabolicznych, to solidna joga powoduje tak jak i inne solidne ćwiczenia fizyczne, reakcje anaboliczną. Oczywiście, istotną jest zbilansowana, zasobna w białko dieta. Przy niedoborze składników odżywczych, wystawiamy się na katabolizm. W przypadku braku ruchu, albo zbyt niskiej jego dawki, obciążenia, struktury naszego ciała też mogą ulegać katabolizmowi. Przyjmuje się, że już od trzydziestego roku życia, osoby mało aktywne, tracą około 1% tkanki mięśniowej rocznie. Po pięćdziesiątym roku, proces ten przybiera na sile dobijając do 1,5%, a w niektórych, skrajnych przypadkach, nawet do 5% rocznie – po sześćdziesiątce. Brak odpowiednio obciążających układ ruchu ćwiczeń, spowoduje stopniowy zanik mięśni. Jest on obecny nawet w trakcie snu. Tylko sensownie dobrane pod kątem objętości i obciążeń ćwiczenia, są w stanie spowodować reakcję anaboliczną. Na pewno nie będą to ćwiczenia jogi skupiające się na kontorsji czy delikatnej kobiecej gimnastyce. Na pewno odpowiednio wykonywana joga z dodatkowymi ćwiczeniami gimnastycznymi i siłowymi, zaspokoi potrzeby organizmu i dostarczy odpowiednich bodźców do stymulacji i wzrostu, albo choćby podtrzymania delikatnej równowagi między katabolizmem a anabolizmem.
Nie wiem co oznacza zmiana aktywności elektromagnetycznej w układzie nerwowym. Być może chodzi o to, że zmienia się częstotliwość fal emitowanych przez nasz mózg. To raczej będzie oczywiste. bo ćwiczenia fizyczne, tak jak i różne inne formy zaangażowania się fizycznego czy umysłowego, zmodulują zapewne troszeczkę aktywność bioelektryczną mózgu. Tylko, o czym to świadczy, poza tym, że po prostu, mózg dostosowuje się do innych, zmienionych na czas ćwiczeń, warunków naszej aktywności?
Ahimsa, czyli niekrzywdzenie, tak samo jak wszelkiej maści dogmaty etyczne, w skrajnej wersji jest utopią. Należy do niej podejść zdroworozsądkowo, albo ominąć szerokim łukiem, bo po co komu wskazania etyczne z zamierzchłej przeszłości Indii(?). Żyjemy, czy tego chcemy, czy nie w świecie kultury i tradycji chrześcijańskiej i co byśmy nie mówili i jakbyśmy się nie zarzekali, nie jesteśmy w stanie w dorosłym życiu wyrwać się mentalnie spod jej skrzydeł. Jest w nas zakorzeniona jak Hinduizm w Hindusach. I tak jak Hindusi mogą na dzień dobry, stworzyć tylko pastisz kultury europejskiej, próbując ją u siebie wdrażać, tak samo robią zagorzali zwolennicy i propagatorzy myśli i kultury subkontynentu indyjskiego, próbujący zaszczepiać tamtejsze nauki na naszym gruncie. Tak, to będzie tylko pastisz. Oczywiście, nieszkodzenie (tak sobie jak i innym), przynajmniej na pewnym poziomie ma sens. Nie należy przesadzać z ćwiczeniami, tak jak i z jedzeniem, piciem, czy czymkolwiek. To dawka czyni truciznę. Jednakowoż, podczas wysiłku, musimy wywrzeć odpowiednią presję tak na nasz układ ruchu – tkanki, jak i na układ nerwowy. Musimy wymagać od siebie troszkę więcej niż myślimy, że możemy, aby czynić postępy. Nie da się tego zrobić bez świadomego dociążania i napinania. Nie jest miłością do swojego ciała, pozwalanie mu na lenistwo, czy nieobciążanie go. To spowoduje atrofię, osłabnięcie, zespół kruchości, nadmierną mobilność w stawach, albo właśnie silne kompensacje przeciw niej w postaci jeszcze silniejszych napięć w słabnących mięśniach. Trzeba zatem swojego ciała używać z miłością dobrze pojętą, obciążać, napinać, relaksować w sposób świadomy, z zaangażowaniem. Zmuszać systematycznie do wysiłku. Tylko ciężka praca daje owoce i tu nie pomogą talenty, bogaci rodzice, tabletki. Sami przed sobą jesteśmy za to odpowiedzialni.
Co do sportowców zwracających się ku jodze, ale także tancerzy, biegaczy i in., wynika to raczej z ogromnej presji marketingowej jaka jest wywierana przez aktualny rynek usług związanych z jogą. Coraz więcej ludzi zwraca się też, zwłaszcza ww. tancerzy, biegaczy i joginów po latach praktyki źle prowadzonej jogi, w stronę treningu siłowego lub ruchowego (movement). To naturalna ludzka potrzeba, że szuka się czegoś odmiennego, różnorodności. Na szczęście współczesna joga wychodzi coraz bardziej naprzeciw nauce o człowieku, porzucając zabobony, mistykę wschodu, bajania brodaczy znad Gangesu, ajurwedyjski witalizm. Coraz bardziej też odcina się od pseudonaukowych interpretacji swoich dotychczasowych propagatorów jak Iyengar, Jois i inni. Ciągle jeszcze spora część tego świata, to jednak ludzie tkwiący swymi poglądami na rzeczywistość w średniowieczu. Osoby podważające naukę, albo wykorzystujące jej twierdzenia tylko wtedy, kiedy mogą je wpasować, na ogół w opaczny sposób i bez zrozumienia, w swój światopogląd. Od takiej jogi odcinam się zdecydowanie.
Nie zamierzam nikomu narzucać swoich idei, staram się jedynie przedstawić je i pokazać, że joga posturalna, to nie musi być alt-med, religia, zabobon i mit, że może to być nowoczesny, spójny, wszechstronny, rozwijający się system, oparty na nauce, dążący do integracji tego, co najlepsze w różnych systemach ćwiczeń. Wszystko po to, żeby ludziom zapewnić wszechstronny rozwój, dobre zdrowie i sprawne, zdolne do krytycznego myślenia głowy, których tak bardzo aktualnie brakuje.
Właściwie to zgadzam się z Tobą mam jednak małe ale… Bądź, Trwaj i pisz dalej, a krytyką nie przejmuj się wcale.